Ostatni start w Olsztynie, chociaż udany dał mi sporo do myślenia. Życiówka "netto" była lepsza od poprzedniej o zaledwie 16 sekund. Zrozumiałem, że okres kroków milowych w wynikach już minął.
Teraz pytanie się nasuwa następujące: czy pogodzę się z tym, że dotarłem do kresu możliwości, czy też zrobię z tym porządek? No ba. Pewnie, że tak!
Stagnacja wymogła na mnie pewne urozmaicenie treningu. Wziąłem się za siłę biegową, odpowiadającą za szybkość biegu.
Tak jak koleś na zdjęciu powyżej - podczas biegu należy zdrowo wyciągać nogi, jednakże to tylko łatwo się mówi.
Mam to szczęście, że przy domu mam kilkudziesięciometrowy odcinek betonu o kącie nachylenia rzędu kilkunastu stopni (ciężko mi ocenić na oko). To czyni trening o wiele bardziej efektywnym, chociaż i na płaskim można by go z sukcesem realizować.
Zaczerpnąłem wiadomości ze strony bieganie.pl (którą polecam, ze względu na kilka ciekawych rzeczy które się na niej znajdują) i stworzyłem własny trening siłowy.
Każde ćwiczenie wykonywałem na dwóch odcinkach ponad 50 metrów, w górę i w dół;
- 2 x trucht
- marsz z wysoko unoszonymi nogami
- defilada radziecka
- defilada w szybkim tempie
- skip C
- skip B
- skip A
- 4 x w dół trucht długimi krokami, w górę sprintem
Przed treningiem bagatelizowałem ostrzeżenia przed zbyt wysokim tempem, ale szybko zrozumiałem, że moje serce po każdym ćwiczeniu wali jak oszalałe. Lista może wyglądać niepozornie, jednak naprawdę dała mi w kość.
Jednak jak to mawia Robert Burneika: "Nje ma opjerdalanja sje!" :D
brawo Zielony, nie poddawaj sie!!!
OdpowiedzUsuń