niedziela, 30 marca 2014

FSM

Spaghetti jako niedzielna tradycja :) Reszta makaronu naładuje mi baterie przed poniedziałkowym treningiem.

Spirit of the marathon - film

Dzisiaj o bieganiu, ale z innej beczki. Jak wiadomo, żeby być konsekwentnym w realizowaniu postanowień trzeba mieć jakieś bodźce. Zewnętrzne, czy też wewnętrzne - to już zależy od człowieka. Jednak nawet w przypadku osób które same dla siebie są niezachwianym źródłem motywacji, warto czasem sięgnąć po coś co dodatkowo zachęci nas do tych wszystkich okropności, które czekają nas na treningu.

Jednym z wielu takich środków jest kino. W przypadku sportu, mamy do dyspozycji wiele dzieł dokumentalnych, a plakat po prawej ukazuje jedno z nich.

"Spirit of the Marathon" (Niezawodne polskie tłumaczenie - "Droga do doskonałości") to opowieść o biegaczach przygotowujących się do startu w jednej z 6 najważniejszych imprez na Królewskim Dystansie na świecie - Chicago Marathon.

Mamy tutaj prawdziwą grupę reprezentatywną entuzjastów biegania: Lori i Leah - biegające matki, Ryan i Colleen - biegające małżeństwo oraz Jerry - biegający emeryt, który pomaga swojej córce w debiutanckim wyścigu. Dla dopełnienia tego przekroju zostaje nam przedstawiona dwójka zawodowców: Amerykanka Deena Kastor i Kenijczyk mieszkający na stałe w Japonii Daniel Njeng. Oboje będą walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji swojej płci.

Film pokazuję nam pokrótce kto jest kim i dlaczego wybrał akurat bieganie, jako swój sposób na życie. Mamy tu prywatne sytuację z życia amatorów i zwycięskie aspirację zawodowców. Wszystko pokazane w tradycyjnej formule dokumentalnej - scena + komentarz osoby siedzącej w fotelu.

Obraz uświetniają swoją obecnością znani biegowego świata Alberto Salazar (trener i autor bestsellerowej książki "14 minut") oraz Paula Radcliffe (rekordzistka świata w biegu maratońskim). Dodatkowym bardzo ciekawym akcentem jest obecność Kathrine Switzer - pierwszej kobiety która ukończyła Maraton Bostoński - i historia jej walki o prawo kobiet do udziału w rywalizacji, która miała być zarezerwowana jedynie dla mężczyzn.

Całość oprawiona jest muzyką Jeffa Beala, która sprawia, że ten film przestaje być jedynie nudną kroniką zawodów, a staje się źródłem inspiracji, ukazując pasję ludzi która czyni maraton (nie tylko ten w Chicago) mistycznym rytuałem, przemiany zwykłego człowieka w maratończyka.

Film jak na ten gatunek jest bardzo emocjonalny i w kilku momentach potrafi chwycić za serce. Zwłaszcza w scenach ukazujących czystą radość ludzi przekraczających metę. "Spirit of the marathon" to potężny zastrzyk pozytywnej energii, który sprawi, że każdy biegacz porzuci wątpliwości co do celowości swojej pracy.

Przekaz filmu najlepiej podsumowuje cytat: "Są ludzie którzy rywalizują w maratonach, są ludzie którzy tylko kończą maratony i piękno polega na tym, że ten sport jest wystarczająco duży, by pogodzić pomieścić ich wszystkich"

Poniżej zamieszczam pełną wersję filmu, z hiszpańskimi napisami [ :D ] które jednak nie powinny zbytnio przeszkadzać :)


Jako ciekawostkę dodam, że w przedstawionych zawodach, Polka - Grażyna Syrek zajęła 5te miejsce w klasyfikacji kobiet :)

Miłego biegowo-filmowego wieczoru :)

sobota, 29 marca 2014

Wiosna

Spokojnie Willy, nie zapomnę o tym wspomnieć na moim blogu :D

Tak moi drodzy, niezmiernie dziwiło mnie to, że chodziliście po ulicach w kurtkach, podczas gdy moi zasuwałem w krótkim rękawku i spodenkach tej samej charakterystyki. Do tego opaska na czoło (musi być jazzy-biegowo) i jeszcze było mi za ciepło :D Byłem tak zachwycony swoją kreacją, że aż miałem ochotę strzelić sobie #selfie, na szczęście w porę włączył się gay-alert który mnie powstrzymał.
Rzecz jasna nie tyle byłem zachwycony swoim strojem, co różnicą, między nim, a tym sprzed kilku tygodni. Piękna aura zachęciła mnie do sprzątnięcia w siłowni, przy okazji czego poskładałem moją zimobiegową odzież. Kurtki, rękawiczki, opaski, czapki, bielizna termiczna... Od samego patrzenia zimno się robi, brrr... A dziś? Latałem sobie jak plażowicz, bosko :)

Walczę z moimi zastygłymi mięśniami, które, po dwóch porządniejszych treningach bolą jak diabli. Oczywiście powinienem trenować na galerze, ponieważ zaniedbałem rozciąganie po treningowe... ehh. Jutro w ramach regeneracji zrobię sobie godzinkę solidnego rozciągania. Nigdy nie zaniedbujcie tego elementu!! Po każdym bieganiu należy się rozciągać! (taka małą hipokryzja :D )

Rozciąganie po bieganiu, jest jak mycie rąk przed jedzeniem - nikt cię nie zmusi, ale nie dziw się, jeśli później się posrasz.

Tą złotą myślą Was żegnam i  zachęcam do skorzystania z nadchodzącej, pięknej niedzieli, by w końcu zrobić coś z sylwestrowymi postanowieniami :)

piątek, 28 marca 2014

Ściana

Cześć! Znowu nie pisałem tutaj chyba z rok, tym razem z powodu mojej hańby... dwa tygodnie bez biegania, matko święta, gorzej być nie mogło =// Wiecie jak to jest, szkoła, piwo, piwo, szkoła i mecz na Jedynce - słowem - każda wymówka więcej niż idealna, gdy człowiekowi się zwyczajnie nie chce.
Koniec z tym - 52 dni do Maratonu, miałem wypoczynek po zimie, czas na finisz przygotowań.

Wczoraj skoczyłem na rozgrzewkowe 9 km, zaś dziś normalny trening, bez litości - 22,5 km. Tyle samo co wcześniej, ale trasa została zmodyfikowana - teraz znajdują się na niej 4 pobiegi: jeden długi i łagodny, dwa krótkie i strome i jeden długi i stromy. Ta modyfikacja przyniosła znaczne zwiększenie obciążenia treningowego bez wydłużenia kilometrażu i pozytywnie wpłynie na moje przygotowania.

Ściana?

Co to jest „ściana"?

Ściana to moment podczas biegu, kiedy organizm jest już tak przemęczony, że nie daje rady dalej biec. Mięśnie nóg przestają prawidłowo funkcjonować i wydaje się, że to już koniec biegu. Termin ściana oddaje naturę problemu - jest to bardzo trudna do pokonania bariera zarówno fizjologiczna, jak i psychiczna. Głównym tego powodem jest spadek poziomu glikogenu. Mięśnie muszą wtedy sięgnąć po trudniej dostępne zapasy energii - tłuszcz. - Portal Aktywni
Po tylu dniach bez treningu moja dyspozycja znacznie się pogorszyła i moja ściana, stanęła przede mną gdzieś około 18 km i rosła wzwyż i wszerz z każdym krokiem. Zrozumiałem wtedy Deana Karnazesa który na pustyni zamawiał sobie pizze podczas biegu. Może to dziwnie zabrzmieć, ale przez ostatnie 2 kilometry fantazjowałem o jedzeniu, myślałem tylko o tym, co zrobię sobie do żarcia gdy wparuję do domu :D

Na końcu musiałem sobie na głos powtarzać, że to głowa biegnie, nie nogi i odmawiałem moją mantrę:

jeszcze trochę, jeszcze trochę

Udało mi się dobiec do domu, a wtedy spełniły się wszystkie moje marzenia... Makaron z jajkiem i chleb z dżemem a do tego kakao.

Mmmm... i czego chcieć więcej?

poniedziałek, 3 marca 2014

Hyde Park

Cześć! Dziś wieczorem napiszę notkę nie związaną do końca z bieganiem, ale poruszę kilka kwestii na które później nie będzie czasu - taki hyde park, jak na forum internetowym :)

Niektórzy z Was zapewne czytali notkę Olewam plany treningowe!!! - zabawne, że zaledwie kilka dni później na stronie Trening Biegacza pojawił się artykuł pod tytułem: Dlaczego bieganie według planu jest lepsze od biegania bez planu?
Można by pomyśleć, że redakcja chciała mi zrobić na złość :D Podtrzymuję w mocy, to co napisałem wcześniej, jednakowość zachęcam do lektury wspomnianego artykułu. Zwłaszcza, że autorka moim zdaniem niezbyt trafnie sformułowała tytuł, gdyż post traktuje bardziej o stawianiu sobie celów niż układaniu planów.
Stawianie celów, to co coś absolutnie elementarnego w mojej filozofii biegania.

Dzisiaj jest poniedziałek... Jak bardzo kochamy wszyscy ten dzień. W związku z absolutnie beznadziejnym humorem postanowiłem olać zajęcia i oddać się słodkiemu lenistwu.
Niemniej, aby nie zmarnować całego dnia z życia postanowiłem skorzystać z okazji i oddać krew. To już ponad 10 litrów, a satysfakcja tym większa, że dziś punkt krwiodawstwa świecił pustkami, a z relacji pani rejestratorki dowiedziałem się, że jest to sytuacja utrzymująca się od dłuższego czasu.

W związku z donacją, nie byłem dzisiaj biegać. Wziąłem nawet zwolnienie lekarskie, aby usprawiedliwić moją absencje na treningu przed samym sobą. Postanowiłem bowiem nie odpuszczać z byle powodu.
Ekwiwalentu 450 ml krwi dziś co prawda nie zjadłem (podobno około 8000 kcal), ale myślę, że jutro już spokojnie będę mógł ruszyć na trasę.

Tak więc przetrwałem kolejny poniedziałek przybliżający mnie do maratonu.

Żeby nie było - nie spędziłem tego poniedziałku w całości w domu. Bynajmniej. Zrobiłem to co sportowcy-amatorzy lubią najbardziej - rundkę po marketach biegowych.
Decathlon - Intersport - Intersport (dwa różne :D )
Nie byłoby w tym właściwie nic niezwykłego, gdyby nie to niepokojące odkrycie:

Wygląda na to, że ktoś tu ma dwie lewe nogi
Także moi drodzy, następnym razem w Decathlonie poza tradycyjnym ściganiem się na rowerach, strzelaniem z łuku i uciekaniem przed ochroną na różowej hulajnodze, miejcie oczy dookoła głowy, bo ten z tego nieszczęśnika zostały tylko jego szare, puste stopy...

Na sam koniec chciałem się pochwalić tym jaki jestem #fit i że ta notka jednak ma coś wspólnego z aktywnością fizyczną. Filmik własnej produkcji,  scenariusz: Ewa Chodakowska, reżyseria: Patryk Zieliński


Dla złamania schematu: spróbujcie tego w domu! Jednak odradzam próbować z kolegą, albo z psem, efektów można byłoby się domyślić.

To byłoby na tyle, jutro powrót do treningów. See ya.

niedziela, 2 marca 2014

Bieg Trzech Gmin

Tak jak zapowiedziałem, tak też zrobiłem. Z okazji weekendu urządziłem sobie wycieczkę po okolicy i proszę jakie ładne jajko wyszło:

Pod tytułem znajdziecie zakładkę "Ostatni trening" z garścią statystyk z Endomondo.

Przed treningiem zastanawiałem się, w którą stronę biec, ostatecznie wybrałem kierowanie się na Żukowo. Jak strasznie tego żałowałem :D Między 12tym a 19tym kilometrem zasmakowałem po raz kolejny, co oznacza stwierdzenie Szwajcaria Kaszubska. Podbieg za podbiegiem, morderczy wysiłek jeśli chce się utrzymać stałe, wysokie tempo.

Te przewyższenia jednak uniemożliwiły mi utrzymanie tempa maratońskiego, które przekroczyłem w przeliczeniu o około 6 minut.
Na moje zmęczenie złożyło się kilka czynników.

Przede wszystkim wysokość: między najwyższym, a najniższym punktem trasy, było 150 m (n.p.m.) różnicy. Oczywiście ten fakt, jest niezwykle dogodny, ponieważ biegi górskie (to może nieco za duże określenie, ale jest ta jakaś ich namiastka) są jednym z najskuteczniejszych narzędzi treningu siły biegowej.

Po drugie dystans jest wydłużony o 4 kilometry dał mi w kość, oczywiście jest to nieunikniona konsekwencja przygotowań do maratonu, niemniej jednak pierwszy trening z większym kilometrażem, zawsze jest swego rodzaju wyzwaniem.

Po trzecie powierzchnia. Po deszczach pobocza po których biegałem były grząskie, co w połączeniu z amortyzującymi butami, sprawiało, że każdy krok pod górę był jak skok narciarski. Pod koniec trasy biegłem po asfalcie, bo nie miałem siły walczyć z podłożem.

Trening zaliczam na plus i dorzucam widoczek z trasy:

Z przyjemnością informuję, że jest to setny post na moim blogu, dziękuje tym którym chce się to czytać i czasem nawet skomentować :) To bezcenne źródło motywacji :)

sobota, 1 marca 2014

Olewam plany treningowe!!!

Właśnie tak! Olewam plany treningowe.

Plan treningowy, dla każdego poważnie myślącego o wynikach biegacza powinien być świętością. Cóż, to prawda.

Niestety z bólem muszę się przyznać, że już co najmniej drugi raz zawaliłem plan przygotowań do maratonu i już go nie nadrobię.
Zdarza się wtorek kiedy wieje huraganowy wiatr, czwartek kiedy jestem po dwóch godzinach snu, a jeszcze innym razem sobota, w którą najzwyczajniej w świecie mam kaca.

Jestem świetny w układaniu planów, gorzej z ich realizacją.

Moje plany treningowe, zamiast być motorem napędowym, stały się źródłem permanentnej depresji. Wciąż się obwiniam, za niezrealizowanie treningu, ciągle mam zły humor i nie mogę się wyzbyć czarnowidztwa, zgodnie z którym nie docieram do mety maratonu.
Ktoś powie: "no to zacznij te plany realizować!"
Niestety, negatywna motywacja na mnie zdecydowanie nie działa (i to nie tylko w bieganiu, z grubsza w każdej dziedzinie życia) i mój zapał biegowy spada, z każdym nieosiągniętym celem.

Dlatego koniec z tym! Od dziś żadnego planu nie będzie. Jak będę chciał to wyjdę pobiegać, jak nie to pójdę na siłkę, jeśli zaś będę potrzebował odpoczynku, to pójdę spać.

Miałem także plan na wykorzystywanie mojego sprzętu do biegania, wedle którego, moje buty New Balance, miały debiutować dopiero w kwietniu. Guess what? Fuck it. Zakładam eNki dzisiaj i lecę w trasę. Nową trasę, niezaplanowaną.
Dzisiaj mam zamiar bawić się treningiem.

Oczywiście absolutnie nie zachęcam do brania ze mnie przykładu, plany treningowe, to mimo wszystko dobra rzecz.