czwartek, 14 listopada 2013

Analityka Biegowa

WITAM

Jestem na małej przerwie posezonowej, do końca tygodnia. Niestety już dzisiaj korciło mnie, aby skorzystać ze słoneczka i wyskoczył na małe biegowe co nieco. Ale powstrzymałem się. Plan trzeba realizować.
Mam nadzieję, że kilka dni wolnego da wytchnienie mojej ostatnio kontuzjowanej stopie.

Czas ten wykorzystałem na... rzecz jasna nie na naukę. Poświęciłem go małej analizie zawodów w Gdyni, a głównym zagadnieniem badanym było klasyczne: co by było gdyby?

Z pomocą Endomondo (którego wskazania nie są 100% dokładne, ale granica błędu to około +/- 1 sekunda) i Excela zrobiłem małą analizę wyniku.


Śpieszę z wyjaśnieniami: Wykres przedstawia moje tempo na poszczególnych kilometrach. Zielona Tabelka to tempo obliczone z kilometrów biegu od tego wiersza w dół. Tzn w wierszu nr 2 mamy średnie tempo ze wszystkich kilometrów, wyłączając z tego pierwszy. W trzecim, z wyłączeniem pierwszego i drugiego itd, aż do ostatniego który jest tożsamy z czasem tego kilometra.



To trochę zawiłe, ale pozwala zobaczyć, co by było, gdybym trzymał cały bieg tempo takie, jakie osiągałem w późniejszych fazach biegu - wynik takiej spekulacji przedstawia jasnoniebieska kolumna.

Widać wyraźnie, że pierwsze okrążenie z racji tłoku na trasie było o minutę słabsze od średniego tempa biegu. D
ruga połowa biegu, z wyjątkiem 6tego kilometra, była szybsza od pierwszej, czyli wg Runners World, czas na dłuższy dystans :)

Ponadto udało mi się wypisać kilka uwag do zapamiętania na przyszłość:
  • przez to, że nie ogarnąłem wcześniej miejsca parkingowego, zrobiłem kilka kilometrów na piechotę tuż przed samym startem 
  • Spaghetti na śniadanie wydaje się niezbyt dobrym pomysłem 
  • Nawadnianie w dniu zawodów przynosi tylko częstsze wizyty w toalecie 
  • Przez straszny tłok nie mogłem osiągnąć swojego tempa 
  • Następnym razem muszę wcześniej iść spać 
  • Żadnego alkoholu na 2 tygodnie przed zawodami 
  • Lekki krok, uchroniłby mnie przed bólem kostki 
  • Do rozgrzewki przed zawodami należy dodać skipy 
To by było na tyle. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia co do zawartości merytorycznej mojej analizy, to poproszę :)

wtorek, 12 listopada 2013

To już koniec! Part II: Gdynia


Gdynia - 10 km (dystans atestowany przez PZLA)
Czas Brutto: 50m:04s
Czas Netto: 47m:40s

Miejsce w kat. OPEN: 1970/5594
Miejsce w kat. Mężczyźni: 1825/4143
Miejsce w kat. M20: 550/1261

Zgodnie z obietnicą naskrobię co nieco o ostatnim starcie w tym sezonie. Zabawne, że cała ta zabawa zaczęła się w Gdyni i na Skwerze Kościuszki także się kończy. To znaczy, mam nadzieję, że kończy się tylko na ten rok, a nie w ogóle.

Mój trening przed tymi zawodami nie był jakiś szczególny. Nowością było to, że postanowiłem biegać po 12 km, aby przygotować wytrzymałość na bezproblemową dychę. Do tego dochodziły także treningi siłowe, które już od dłuższego czasu staram się wplatać w program zajęć.


Zacząłem biegać dopiero w maju dlatego nie zebrałem całego medalu, ale i tak wygląda całkiem fajnie :)

Odnośnie panoramy Gdyni... Na tym medalu mogliby uwiecznić setki (kto wie? Może nawet tysiące) samochodów na chodnikach, parkingach, ulicach itd. Zaparkowałem tak daleko, że po odbiór pakietu startowego szedłem 20 minut! Potem z powrotem do samochodu, przebrać się i na skwer już biegiem. Ledwo zdążyłem.

5500 z czapą dobiegło do mety i możecie mi wierzyć, widać że ta trasa powoli osiąga swoją maksymalną przepustowość. Tłok był nieziemski. Dla porównania sypnę statystykami z GPS-u:

Tempo biegu: 4:46 min/km
Tempo na pierwszym kilometrze: 5:50 min/km

Przykład pięknie ilustruje jak ogromny tłum brał udział w zawodach. Nie mam do nikogo oczywiście pretensji o to, przynajmniej nie dzisiaj. Wczoraj i owszem, byłem nieźle wkurzony. Jednakże zdałem sobie sprawę z tego, że taka impreza masowa to nie jest miejsce na bicie rekordów, a raczej na celebrację święta sportu i - w tym przypadku - Święta Niepodległości.

Spójrzcie tylko: START BIEGU NIEPODLEGŁOŚCI - czy to nie robi wrażenia?


Nowy mem internetu: Sleepy Cat.

Przed biegiem miałem ambicję na osiągnięcie wyniku oscylującego w granicach 45 minut. Rzeczywistość ukazała irracjonalność tego pomysłu. Rekord życiowy owszem padł, ale nie wiele był to lepszy czas od tego zanotowanego w Olsztynie.
Zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam szans na 45 minut już po około 3-4 kilometrach, spoglądając na swoje międzyczasy. Tak jak wspomniałem, pierwszy kilometr zajął mi skandalicznie dużo czasu, niestety głównie przez innych biegaczy-zawalidrogi... Rozumiem, że fajnie jest jechać na zawody z przyjaciółmi, ale czy ci ludzie naprawdę muszą biec ławą, ramię w ramie? Nie mogą biec pojedynczo, a pogadać sobie przy piwie po biegu?

Ludzie, żyjcie i dajcie się wyprzedzać innym!

Moja frustracja osiągnęła dość wysoki poziom, aby zacząć oddziaływać na mój organizm. Zacząłem przyśpieszać, aby nadrobić straty.
Oczywiście miałem świadomość, że to bezcelowe i po kilku minutach poszedłem po rozum do głowy i uspokoiłem tempo, ale wtedy się zaczęła...

"Opowieść Bieganijna"
Pewnego razu, biegł sobie ulicami Gdyni biegacz chciwy i pazerny na rekordy. Klął w myślach i nie tylko na tych którzy wchodzili mu w drogę, nie bacząc na to, że to dobrzy poczciwi ludzie. Lecz wkrótce wszystko miało się zmienić...
Z potu na jego koszulce uformował się Duch Naciągniętego Mięśnia Płaszczkowatego
-uuuuu... Zaparkowałeś fuuuuuurę tak daleko, że nie miałeś czasu porządnie mnie rozciągnąć... Teraz módl się żebym się rozgrzał w biegu boooo... boooo....
Biegacz zobaczył co się stanie jeśli jego mięsień dozna nagłego bolesnego skurczu. Stopa odmówi mu posłuszeństwa, zaprzestając poruszania się w pionie i... zejdzie z trasy po raz pierwszy tego dnia.
Następnie, gdy przebiegał tam gdzie niegdyś Święty Jan, z pary wydobywającej się z jego ust uformował się Duch Obolałej Stopy
-uuuu.... Nie wyleczyłeś mnie jak trzeba... Tak bardzo pochłonęło Cię zdobywanie medali i tak bardzo skąpiłeś zapłaconego już wpisowego, że nie mogłeś odpuścić Kolbud... Teraz się zemsssszzzzccczzzęęęę...
Biegacz zobaczył co się stanie, jeśli jego stopa zacznie puchnąć. Zacznie kuleć i... zejdzie z trasy po raz drugi tego dnia.
Gdy na horyzoncie rysował się już nieśmiało Skwer, niczym grudniowy świt po zimowej nocy, a on wbiegł na bulwar nadmorski, z flatulencji otaczających go zewsząd biegaczy uformował się, najstraszliwszy z wszystkich, Duch Kolana Biegacza
-uuuu... witaj stary przyjacieluuuuu... myślałeś że odszedłem, ale jaaaa... czekałem na moment finiszu. Czekałem aby odebrać Ci medal który już masz, ale którego jeszcze nie odebrałeś...
Biegacz zobaczył co się stanie, jeśli jego kolano przeszyje strzała bólu. Upadnie i zejdzie z trasy po raz ostatni tego dnia.
Gdy ostatnia zjawa odeszła, ukazał się przed nim wielki napis "META".
Biegacz przekroczył ją, ucałował bruk i obiecał sobie, że od dziś...
...będzie jeszcze bardziej chciwy na medale i rekordy, a sprawę zjaw kontuzji skonsultuje z lekarzem lub farmaceutą.

OK. W ten oto sposób podsumowuję swój występ w Gdyni. Teraz z chłodną głową mogę ocenić, że było fajnie jak zawsze, a tym których nie było polecam niniejszy filmik:


Run Forrest!

poniedziałek, 11 listopada 2013

To już koniec! Part I: Kolbudy

Tak, to już koniec sezonu 2013. Niestety. Szukałem jakiś ciekawych biegów jeszcze w tym roku, ale w obrębie województwa pomorskiego nie natrafiłem na nic godnego uwagi. No cóż to i tak było owocne pół sezonu. Właśnie przyszło mi do głowy, że chyba będzie trzeba napisać jakieś podsumowanie w weekend :)

Napiszę po krotce o dwóch ostatnich startach.


KOLBUDZKA 10 - 26.10.2013
Czas Brutto: 55m:52s
Czas Netto: 55m:46s

Miejsce w kat. OPEN: 102/158
Miejsce w kat. Mężczyźni: 84/124
Miejsce w kat. M-29: 24/36

Taaa... Kolbudy to była masakra. Szykowałem się do tego startu pieczołowicie, gdyż chciałem uczcić niejako finał cyklu Kaszuby Biegają i zrekompensować sobie nieobecność w Żukowie tydzień wcześniej. Trenowałem tak zawzięcie, że 3 dni przed zawodami nabawiłem się kontuzji stopy.
Marazm.
Mimo to; wpisowe opłacone więc pojechałem. Organizacja bardzo średnia, organizatorzy dzień przed przesunęli metę w zupełnie inne miejsce niż był start, więc nie mam żadnych innych zdjęć. Trasa trudna (chociaż Wdzydze były gorsze moim zdaniem), mokro po deszczach. Przede wszystkim jednak: kontuzja. Stopa była tak obolała, że pierwsze 3 kilometry utykałem. Biegłem spokojnie, bez najmniejszej presji na wynik, świadomy swojej słabej dyspozycji i to było kluczem do "zwycięstwa".

Stąd ta poza na fotce, zwyciężyłem swoją kontuzję. Delikatny start pozwolił rozgrzać naciągnięte mięśnie i spokojnie dotrzeć do mety. Czas słaby, ale najważniejsze, że nic mi się nie stało i zaliczyłem finał ciekawego cyklu.
Dodam jeszcze, że ta nieszczęsna stopa dręczy mnie do dziś niestety =/

Jutro część II: Gdynia, zapraszam :)

środa, 6 listopada 2013

Kalesony, bieganie i obijanie się + nutka krytyki politycznej

Wracam po dłuższej przerwie.
Zdarzyło się, że przez brak czasu nie mogłem napisać nic na blogu. Natłok zajęć. Najpierw bieg w Kolbudach, potem wojny studencko-dziekanackie na uczelni, aż w końcu nastał weekend tyleż długi co bogaty w atrakcje, począwszy od Halloween, przez Święto Zmarłych, na niedzieli kończąc.

Tak czy inaczej dzisiaj mamy środę - pierwszą w tym tygodniu - a przygotowania trwają.
Do czego?
Do Biegu Niepodległości oczywiście :)

Jestem niezmiernie ukontentowany faktem, iż Gdynia wybiera jako sposób uczczenia tych którzy polegli na frontach świata walcząc w imię Orła Białego, imprezę biegową zamiast tradycyjnego mordobicia prawaków i lewaków za pomocą miejskiego bruku, tak jak czyni to Miasto Stołeczne Warszawa.

Ale wracając!

Nie trenowałem przez 8 dni. Wiem, zachowałem się jak gówniarz... Nie będę wymyślał, nie wiadomo jakich, brzmiących profesjonalnie powodów. Są one dość prozaiczne: najpierw odpoczywałem i regenerowałem się w związku z kontuzją, a gdy nadszedł weekend... Melanż wziął mnie w swoje szpony i mówiąc kolokwialnie: zachlałem nieco.

Na szczęście chwile słabości mam już za sobą, a przerwa pozwoliła mi na zregenerowanie obolałej stopy, którą z dumą uznaję już za 100% sprawną.

W poniedziałek byłem biegać:
12 km - czas: 1h:15m:22s

We wtorek zrobiłem sobie sesję na siłowni; półprzysiady ze sztangą i wspięcia na palce z obciążeniem - kilka serii po 20 powtórzeń, aż poczułem wyczerpanie.

Dziś znowu sobie pobiegałem:
12 km - 1h:08m:25s

Ponadto na dzisiejszy trening wiąże się z dwiema godnymi odnotowania sprawami.

1. Nie można zanadto ufać GPSowi i apce Endomondo. Dzisiaj pokazała mi co najmniej kilometr dłuższy dystans od tego który faktycznie przebyłem. Po analizie mapy stwierdziłem, że powodem było ustalenie mojej trasy po dachach fabryk znajdujących się w okolicy mojej pętli biegowej - a mogę Was zapewnić - parkourowcem nie jestem.

2. Idzie zima w związku z czym eksperymentuję nieco z moim biegowym outfitem. Mam tylko jedną parę profesjonalnych spodni i muszę na razie szukać substytutów ubioru na niskie temperatury. Dzisiaj wypróbowałem kalesony. Może to dziwić ale kalesony i nałożone na nie krótkie spodenki sprawdziły się dziś świetnie. Jako że jest to rodzaj "bielizny" to są przewiewne, ale na tyle ciepłe aby wystarczająco ogrzać nogi. Ostatecznie nie chodzi o to, żeby się wygrzewać, ale by nie zamarznąć. Na chłodne (nie zimne!) wczesnojesienne dni takie rozwiązanie wydaję się być satysfakcjonujące.

W weekend odrobię zaległą pracę domową - relację z Kolbud, tymczasem jednak idę spać - regeneracja przede wszystkim.

Run Forrest!