środa, 6 listopada 2013

Kalesony, bieganie i obijanie się + nutka krytyki politycznej

Wracam po dłuższej przerwie.
Zdarzyło się, że przez brak czasu nie mogłem napisać nic na blogu. Natłok zajęć. Najpierw bieg w Kolbudach, potem wojny studencko-dziekanackie na uczelni, aż w końcu nastał weekend tyleż długi co bogaty w atrakcje, począwszy od Halloween, przez Święto Zmarłych, na niedzieli kończąc.

Tak czy inaczej dzisiaj mamy środę - pierwszą w tym tygodniu - a przygotowania trwają.
Do czego?
Do Biegu Niepodległości oczywiście :)

Jestem niezmiernie ukontentowany faktem, iż Gdynia wybiera jako sposób uczczenia tych którzy polegli na frontach świata walcząc w imię Orła Białego, imprezę biegową zamiast tradycyjnego mordobicia prawaków i lewaków za pomocą miejskiego bruku, tak jak czyni to Miasto Stołeczne Warszawa.

Ale wracając!

Nie trenowałem przez 8 dni. Wiem, zachowałem się jak gówniarz... Nie będę wymyślał, nie wiadomo jakich, brzmiących profesjonalnie powodów. Są one dość prozaiczne: najpierw odpoczywałem i regenerowałem się w związku z kontuzją, a gdy nadszedł weekend... Melanż wziął mnie w swoje szpony i mówiąc kolokwialnie: zachlałem nieco.

Na szczęście chwile słabości mam już za sobą, a przerwa pozwoliła mi na zregenerowanie obolałej stopy, którą z dumą uznaję już za 100% sprawną.

W poniedziałek byłem biegać:
12 km - czas: 1h:15m:22s

We wtorek zrobiłem sobie sesję na siłowni; półprzysiady ze sztangą i wspięcia na palce z obciążeniem - kilka serii po 20 powtórzeń, aż poczułem wyczerpanie.

Dziś znowu sobie pobiegałem:
12 km - 1h:08m:25s

Ponadto na dzisiejszy trening wiąże się z dwiema godnymi odnotowania sprawami.

1. Nie można zanadto ufać GPSowi i apce Endomondo. Dzisiaj pokazała mi co najmniej kilometr dłuższy dystans od tego który faktycznie przebyłem. Po analizie mapy stwierdziłem, że powodem było ustalenie mojej trasy po dachach fabryk znajdujących się w okolicy mojej pętli biegowej - a mogę Was zapewnić - parkourowcem nie jestem.

2. Idzie zima w związku z czym eksperymentuję nieco z moim biegowym outfitem. Mam tylko jedną parę profesjonalnych spodni i muszę na razie szukać substytutów ubioru na niskie temperatury. Dzisiaj wypróbowałem kalesony. Może to dziwić ale kalesony i nałożone na nie krótkie spodenki sprawdziły się dziś świetnie. Jako że jest to rodzaj "bielizny" to są przewiewne, ale na tyle ciepłe aby wystarczająco ogrzać nogi. Ostatecznie nie chodzi o to, żeby się wygrzewać, ale by nie zamarznąć. Na chłodne (nie zimne!) wczesnojesienne dni takie rozwiązanie wydaję się być satysfakcjonujące.

W weekend odrobię zaległą pracę domową - relację z Kolbud, tymczasem jednak idę spać - regeneracja przede wszystkim.

Run Forrest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz