Wczoraj miał być pierwszy pełnowymiarowy trening w tym roku, ale sam fakt, że miałem urodziny, nie zapewnił mi żadnej taryfy ulgowej. Mięśnie płakały, piszczele skrzypiały, a na domiar złego potknąłem się i boleśnie poprzekręcałem sobie stawy. Po 8 kilometrach, poddałem się i wróciłem do domu.
Nie byłem z tego rzecz jasna zadowolony, ale nie można nic na siłę, zwłaszcza w bieganiu.
Dzisiaj wieczorem odbiłem to sobie :)
Zrobiłem swoje zwyczajne 15 km (ponad) z tempem 5:48 min/km. Czułem się całkiem dobrze, myślę że to zasługa dość solidnej rozgrzewki która nadzwyczajnie zajęła mi prawie 20 minut.
Jednak gdy na Endomondo spojrzałem na międzyczasy poszczególnych kilometrów to widać, że wciąż wracam do formy, ponieważ tempa były bardzo nieregularne. Od 6:10 do 5:15; zaś wykres przypomina łagodną sinusoidę, ze skracającym się wraz z dystansem okresem.
Niemniej jednak, przygotowania ruszyły, a to najważniejsze. Jutro czas na siłownię!
Run Forrest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz