sobota, 11 stycznia 2014

Skarpety non olet?

Dziś na treningu zrobiłem ostatnie w tym tygodniu 15 km i w ten sposób zakończyłem tydzień rekordowym kilometrażem - zrobiłem łącznie 54 kilometry w 6 dni :) To oznacza tylko jedno: przygotowania do Maratonu ruszyły pełną parą.

Niestety, po pierwszym treningu na nogi, przeprowadzonym w ramach czwartkowej siłki, odezwała się stara kontuzja kolana. Boli nieznośnie i nie widać na horyzoncie poprawy, zwłaszcza, że jutro kolejna sesja na siłowni. Po Maratonie, znów pójdę do lekarza, ale tym razem nie do lokalnego szamana, tylko postaram się poszukać specjalisty. Do tematu kolana zapewne będę powracał.

Wracając do dzisiejszego treningu, pokrótce opiszę wnioski; bieganie rano/koło południa to kicha. Mieszkam w miasteczku, które liczy sobie 15 tys mieszkańców, nie przeszkadza to jednak w tym aby w ciągu dnia przejeżdżało jego ulicami z 15 tys samochodów, a chodnikami przechodziło z 15 tys ludzi. Zero spokoju, postoje na światłach i to dziwne wrażenie, że ludzie się na Ciebie patrzą bo biegasz.
To ostatnie mi nie przeszkadza, bo powtarzam sobie jak mantrę:

nie ma nic dziwnego w tym że biegam, dziwne jest to, że Ty NIE biegasz

Poza tym, wieczorem po całym dniu różnorodnych aktywności, jestem jakiś bardziej sprężony... Rano zawsze mam wrażenie, że moje ciało jest zaspane, a mięśnie jakieś sztywne. Dzisiaj dopiero na 6 kilometrze pozbyłem się tego wrażenia.

Na plus: mała dziewczynka w wózku spacerowych, prowadzonym przez babcię, pomachała mi :)
Ja oczywiście odwzajemniłem ten 'pomach' :P Najzabawniejsze w tej sytuacji było to, że mała entuzjastka biegania nie zaczęła machać mi tak jak można by się spodziewać po dziecku, a więc w stylu zwycięzcy Familiady. O nie! Mała uniosła dłoń w geście pełnym godności, niczym kierowca ZKMu :D

DOBRA, czas nawiązać do tytułu. Jako, że mam już serdecznie dość bawełnianych skarpet i tych typu frota, które na deszczu nasiąkają gorzej niż gąbka w reklamie Pura, postanowiłem zainwestować w skarpety.
Początkujący biegacz myśli o sprzęcie do biegania zazwyczaj w ten sposób: Buty i opaska na ramię na smartfon. I tyle. Z czasem jednak biegacz idzie do sklepu sportowego w którym sprzedawca uświadamia mu, że to co stanowi ostatnią linię obrony stopy przed butem, również jest nie bez znaczenia. W ten sposób dochodzimy do tego śmierdzącego palącego problemu.

.Świat skarpet stawia nas przed wyborem: Skarpety Addidas - 86 zł za parę, albo skarpety marki Kalenji (czyt; marki Decathlon) za 12 zł od 3 par. W całej swojej ignorancji postawiłem na te drugie.

Opis produktu znajdziecie na stronie DECATHLONU.
Znalazłem w internecie, dwie recenzje tych skarpet i pomyślałem czy by nie zrobić własnego testu. Wtedy jednak dotarła do mnie istotna rzecz: TO SĄ SKARPETY, a nie samochód osobowy, wyobraźcie sobie mój wpis na ich temat:
Jestem po pierwszym dniu testów produktu znanej marki Kalenji (znanej bo najtańszej). Po zrobieniu w nich 20 km stwierdzam, że zapewniają mi komfort jakiego oczekiwałem (to znaczy, że nie zauważyłem, że mam je na nogach). Skarpety pokrywają skórę stóp od palców aż po kostki i nawet 3 cm powyżej niej! (again; to są cholerne skarpety, właśnie na tym polegają) Polecam wszystkim ten atrakcyjny produkt, który zapewni Wam  satysfakcję, nawet w sytuacji dyskomfortu wonnego ( gdy będą Wam waliły po treningu spocone płetwy).

Jak widać pomysł dość niedorzeczny. Niemniej jednak ich wyjątkowość polega na braku dodatków bawełny, co w przypadku biegania jest akurat bardzo korzystne. Wyglądają także na przewiewne. JAk wspomniałem, daruję sobie "test", ale nie omieszkam wspomnieć w kilku słowach czy jestem zadowolony z tego zakupu.

Wytrwałym gratuluję dotarcia do końca i życzę miłej niedzieli :)

1 komentarz: