Solennie zapewniałem, że przez wakacje nie będzie żadnej przerwy w treningach. No cóż... BYŁA :D
Wakacje od biegania, chociaż bynajmniej nie od aktywności fizycznej. Jako swego rodzaju pracownik fizyczny zasuwałem po parę kilometrów dziennie po plaży z obciążeniem, prawie jak spacer farmera :P
Nie będę Wam wciskał kitu, że pozwoliło mi to utrzymać formę startową - nie pozwoliło.
Trening to trening moi drodzy i nie ma co się oszukiwać.
Tym razem dla odmiany nie będę pisał, że mam zamiar wrócić do treningów. W istocie do nich wróciłem, a ten haniebny okres uważam urlop i pseudo-roztrenwanie. Może to i dobrze (nie, wcale nie!!), ponieważ nabrałem apetytu na bieganie.
Zbyt długo nasiedziałem się na plaży z piwkiem, czas uciekać.
Postanowiłem wrócić do treningów mocnym akcentem - od poniedziałku. Niestety wyglądał on jak zwykle:
- ok, wstaję rano i idę biegać - wstałem o 12.00
- zjem śniadanko, wypiję kawkę, obejrzę wiadomości i lecę - dotrwałem do Teleexpressu
- no dobra, skoro już zjadłem obiad, to dam mu się ułożyć w brzuchu i za pół godzinki lecę - domyślacie się prawda?
- no a potem musiałem jechać tu i tam i tyle z tego wyszło.
Na szczęście we wtorek zrobiłem lajtową rundkę po Kartuzach - ot taką bez planu, po prostu przebiegłem się ulicami przez kilkadziesiąt minut i wróciłem do domu.
W środę, postanowiłem rozgrzać się porządnie, więc zrobiłem moje zwyczajowe kółko wokół miasteczka - czyli ponad 10 km.
Do końca tygodnia mam zamiar pobiegać na luzie, żeby przypomnieć mięśniom, kościom i stawom że tutaj razem tworzymy maratończyka!
Trzymajcie kciuki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz