Bieg Europejski w Olsztynie - 10 km
Wynik Brutto: 48m:05s
Czas Netto: 47m:46s
Kategoria Open: 127/270
Kategoria Mężczyźni: 118/203
Kategoria Mężczyźni 20-29 lat: 29/46
Nie udało mi się umieścić na blogu opisu spodni które testowałem przed wyjazdem, ale postaram się jutro nadrobić to zaniedbanie.
Tymczasem mam parę fotek z nieco dalszego tym razem wyjazdu. 6.00 rano pobudka - śniadanie, ostatnie przygotowania i o 7.15 (oczywiście jak zwykle za późno :D ) wyjazd na Warmię - czyli około 200 km w jedną stronę.
Z racji tego, że miałem mniej czasu niż planowałem, całą drogę musiałem spinać ostrogami mojego Karego Rumaka utrzymując go na całej trasie w pełnym galopie.
Niestety żmudne przygotowania i sprawdzanie listy rzeczy do zabrania nie uchroniło nas od zapomnienia o karcie pamięci do lustrzanki cyfrowej, toteż tym razem musicie się zadowolić fotkami z mojego telefonu.
Na zdjęciu obok widać moje spodnie z Lidla (recenzja wkrótce) i nowy nabytek - cienka bluza która uchroniła mnie przed lodowatymi podmuchami wiatru na trasie.
Trasa miała początek na Starym Mieście w Olsztynie i zaprowadziła zawodników nad jezioro Długie. Jezioro w zwężeniu przecinał most, dzielący akwen na dwie części - mniejszą i większą. Po wbiegnięciu na promenadę wzdłuż jeziora zrobiliśmy pętlę wokół mniejszej z tych części.
Następnie obiegliśmy całe jezioro "Ścieżką Zdrowia" przy której znajdowały się ławeczki i sprzęt do ćwiczeń (chyba - aż tak się na tym nie skupiałem :D ).
Odcinek początkowy na Starym Mieście był długim i dość stromym zbiegiem, co okazało się problematyczne, zwłaszcza dla pewnego starszego mężczyzny, który zaliczył widowiskowe spotkanie z brukiem. W duchu rywalizacji fair play zatrzymałem się aby pomóc mu wstać, ale gdy się otrzepał, skończył się czas na sentymenty i ruszyliśmy dalej.
Zbieg miał jeszcze jedną konsekwencję - podpuścił mnie do podkręcenia tempa poprzez biegnięcie długimi susami. Na 3 kilometrze bardzo pożałowałem tej decyzji. Zwolniłem drastycznie i przez około 2 kolejne kilometry nie mogłem zebrać się do kupy. To mi dało do myślenia - mimo, że poprawiłem życiówkę brutto o 6 sekund, pobiegłem źle taktycznie. Muszę wyciągnąć wnioski na przyszłość.
W końcu jednak zwiększyłem i wyrównałem tempo (głównie dzięki oznaczeniom dystansu na trasie) i wróciłem na Stare Miasto. Tam czekała mnie najcięższa próba - zdradzieckie zbiegi zamieniły się w mordercze podbiegi. Walczyłem z nimi wszystkimi siłami i naprawdę nie sądziłem, że uda mi się zrobić życiówkę. Na fotce powyżej widać ostatnie 50 metrów. Ta perspektywa nie oddaje jednak tego, że sam finisz też był podbiegiem. Mężczyzna w białej bluzie (foto powyżej) nieświadomie stał się moim pacemakerem - dałem z siebie wszystko, aby go wyprzedzić i proszę - mam rekord i to w sąsiednim województwie :D
Wpadłem na metę absolutnie wykończony. Gdy usiadłem na schodach zagadnął mnie biegacz, patrzący na mój numer startowy - ostatni na liście:
-Ooo, widzę że elita
Na co odpowiedziałem mu zdyszany:
-Ostatni na liście, bynajmniej nie w klasyfikacji!
-I o to chodzi :)
To chyba była dość niecodzienna forma gratulacji :)
Numeru w każdym razie można mi pozazdrościć. Wyniku ewentualnie pogratulować, jednakowoż wyciągnąłem pewne wnioski: muszę urozmaicić trening, aby śrubować rekordy. Zaczynam od jutra.
Olsztyn przyjął mnie miło, organizacja zawodów w pełni profesjonalna (poza tym systemem zapisów), a trasa choć wymagająca to przyjemna i malownicza. Jako zgrzyt mogę określić jeden przysznic dla każdej z płci - to nieco za mało.
Po zawodach poszłiśmy na obiad do restauracji i zwiedzaliśmy Stare Miasto.
Droga daleka, ale niestety coraz ciężej mi jest oprzeć się pokusie wyjazdu na kolejne zawody. Gdyby ktoś mi powiedział w maju, że poświęcę 15 litrów ropy, żeby sobie pobiegać to chyba bym go wyśmiał - a tu proszę :)
Kolejna wycieczka zaliczona.
Graty! Ukłony za wytrwałość. :)
OdpowiedzUsuńTrzeba to opić, kiedy pijemy? :D
Mam jedno piwko które leży w lodówce od tygodnia, ale nie wiem czy odważę się je wypić :D
OdpowiedzUsuńPij, pij, Kochanie, należy Ci się ;)
Usuń