wtorek, 12 listopada 2013

To już koniec! Part II: Gdynia


Gdynia - 10 km (dystans atestowany przez PZLA)
Czas Brutto: 50m:04s
Czas Netto: 47m:40s

Miejsce w kat. OPEN: 1970/5594
Miejsce w kat. Mężczyźni: 1825/4143
Miejsce w kat. M20: 550/1261

Zgodnie z obietnicą naskrobię co nieco o ostatnim starcie w tym sezonie. Zabawne, że cała ta zabawa zaczęła się w Gdyni i na Skwerze Kościuszki także się kończy. To znaczy, mam nadzieję, że kończy się tylko na ten rok, a nie w ogóle.

Mój trening przed tymi zawodami nie był jakiś szczególny. Nowością było to, że postanowiłem biegać po 12 km, aby przygotować wytrzymałość na bezproblemową dychę. Do tego dochodziły także treningi siłowe, które już od dłuższego czasu staram się wplatać w program zajęć.


Zacząłem biegać dopiero w maju dlatego nie zebrałem całego medalu, ale i tak wygląda całkiem fajnie :)

Odnośnie panoramy Gdyni... Na tym medalu mogliby uwiecznić setki (kto wie? Może nawet tysiące) samochodów na chodnikach, parkingach, ulicach itd. Zaparkowałem tak daleko, że po odbiór pakietu startowego szedłem 20 minut! Potem z powrotem do samochodu, przebrać się i na skwer już biegiem. Ledwo zdążyłem.

5500 z czapą dobiegło do mety i możecie mi wierzyć, widać że ta trasa powoli osiąga swoją maksymalną przepustowość. Tłok był nieziemski. Dla porównania sypnę statystykami z GPS-u:

Tempo biegu: 4:46 min/km
Tempo na pierwszym kilometrze: 5:50 min/km

Przykład pięknie ilustruje jak ogromny tłum brał udział w zawodach. Nie mam do nikogo oczywiście pretensji o to, przynajmniej nie dzisiaj. Wczoraj i owszem, byłem nieźle wkurzony. Jednakże zdałem sobie sprawę z tego, że taka impreza masowa to nie jest miejsce na bicie rekordów, a raczej na celebrację święta sportu i - w tym przypadku - Święta Niepodległości.

Spójrzcie tylko: START BIEGU NIEPODLEGŁOŚCI - czy to nie robi wrażenia?


Nowy mem internetu: Sleepy Cat.

Przed biegiem miałem ambicję na osiągnięcie wyniku oscylującego w granicach 45 minut. Rzeczywistość ukazała irracjonalność tego pomysłu. Rekord życiowy owszem padł, ale nie wiele był to lepszy czas od tego zanotowanego w Olsztynie.
Zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam szans na 45 minut już po około 3-4 kilometrach, spoglądając na swoje międzyczasy. Tak jak wspomniałem, pierwszy kilometr zajął mi skandalicznie dużo czasu, niestety głównie przez innych biegaczy-zawalidrogi... Rozumiem, że fajnie jest jechać na zawody z przyjaciółmi, ale czy ci ludzie naprawdę muszą biec ławą, ramię w ramie? Nie mogą biec pojedynczo, a pogadać sobie przy piwie po biegu?

Ludzie, żyjcie i dajcie się wyprzedzać innym!

Moja frustracja osiągnęła dość wysoki poziom, aby zacząć oddziaływać na mój organizm. Zacząłem przyśpieszać, aby nadrobić straty.
Oczywiście miałem świadomość, że to bezcelowe i po kilku minutach poszedłem po rozum do głowy i uspokoiłem tempo, ale wtedy się zaczęła...

"Opowieść Bieganijna"
Pewnego razu, biegł sobie ulicami Gdyni biegacz chciwy i pazerny na rekordy. Klął w myślach i nie tylko na tych którzy wchodzili mu w drogę, nie bacząc na to, że to dobrzy poczciwi ludzie. Lecz wkrótce wszystko miało się zmienić...
Z potu na jego koszulce uformował się Duch Naciągniętego Mięśnia Płaszczkowatego
-uuuuu... Zaparkowałeś fuuuuuurę tak daleko, że nie miałeś czasu porządnie mnie rozciągnąć... Teraz módl się żebym się rozgrzał w biegu boooo... boooo....
Biegacz zobaczył co się stanie jeśli jego mięsień dozna nagłego bolesnego skurczu. Stopa odmówi mu posłuszeństwa, zaprzestając poruszania się w pionie i... zejdzie z trasy po raz pierwszy tego dnia.
Następnie, gdy przebiegał tam gdzie niegdyś Święty Jan, z pary wydobywającej się z jego ust uformował się Duch Obolałej Stopy
-uuuu.... Nie wyleczyłeś mnie jak trzeba... Tak bardzo pochłonęło Cię zdobywanie medali i tak bardzo skąpiłeś zapłaconego już wpisowego, że nie mogłeś odpuścić Kolbud... Teraz się zemsssszzzzccczzzęęęę...
Biegacz zobaczył co się stanie, jeśli jego stopa zacznie puchnąć. Zacznie kuleć i... zejdzie z trasy po raz drugi tego dnia.
Gdy na horyzoncie rysował się już nieśmiało Skwer, niczym grudniowy świt po zimowej nocy, a on wbiegł na bulwar nadmorski, z flatulencji otaczających go zewsząd biegaczy uformował się, najstraszliwszy z wszystkich, Duch Kolana Biegacza
-uuuu... witaj stary przyjacieluuuuu... myślałeś że odszedłem, ale jaaaa... czekałem na moment finiszu. Czekałem aby odebrać Ci medal który już masz, ale którego jeszcze nie odebrałeś...
Biegacz zobaczył co się stanie, jeśli jego kolano przeszyje strzała bólu. Upadnie i zejdzie z trasy po raz ostatni tego dnia.
Gdy ostatnia zjawa odeszła, ukazał się przed nim wielki napis "META".
Biegacz przekroczył ją, ucałował bruk i obiecał sobie, że od dziś...
...będzie jeszcze bardziej chciwy na medale i rekordy, a sprawę zjaw kontuzji skonsultuje z lekarzem lub farmaceutą.

OK. W ten oto sposób podsumowuję swój występ w Gdyni. Teraz z chłodną głową mogę ocenić, że było fajnie jak zawsze, a tym których nie było polecam niniejszy filmik:


Run Forrest!

1 komentarz:

  1. Czytam któryś raz tę notkę i wciąż mnie bawi :)

    OdpowiedzUsuń