Rozgrzane podeszwy butów topiły lód, więc zostawiałem za sobą ślad jak ślimak... ognisty ślimak. Jak Turbo (btw polecam film - świetna familijna bajka :)
Postanowiłem wczoraj spróbować nowej konfiguracji ubioru - w obliczu 4 stopni mrozu i dosyć porywistego wiatru. Użyłem po raz pierwszy mojej bielizny termoaktywnej z Lidla. Od pasa w górę było całkiem spoko, założyłem na wierzch bluzę z kołnierzem ze stójką (tak to się nazywa? :P ) i było chłodno - czyli optymalnie bo później się rozgrzałem. Co prawda lodowaty wiatr prawie odmroził mi brzuch, ale no cóż... przy takiej powierzchni wiatr ma gdzie hulać :D
Natomiast na nogi założyłem na bieliznę grubsze dresy i mimo, że nie miały żadnego docieplenia, było mi zdecydowanie za ciepło.
Wniosek jest następujący: bieliznę termoaktywną zostawię na naprawdę niskie temperatury.
Na koniec mam link do artykułu, który powinien zainteresować biegające, próbujące biegać, lub myślące o bieganiu Panie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz