piątek, 31 stycznia 2014

Biegaczowi wiatr w oczy

Tak, czas się trochę pożalić. Oczywiście nie w gimbostylu na temat beznadziejności świata i tego, że mama mnie nie rozumie i nie chcę mnie puścić na piwak z kolegami. Dość obiektywnie potrafię ocenić, że w ostatnim czasie wiele składowych tworzy klimat absolutnie niesprzyjający moim treningom.

Po pierwsze zima. Temat rzeka. Ciekawe ile osób które naprawdę chciały zrobić coś na rzecz swojego zdrowia poległo, przez uprzejmość Pani Wiosny, która przedłuża sobie płatny urlop jak pracownik ZUSu? Niestety nasz klimat nie rozpieszcza osób które uprawiają sporty niezimowe na świeżym powietrzu. Myślę, że kolarze cierpią podobnie i cytując naszego prezydenta:



Po drugie bakterie i wirusy. Jem zdrowo, ponieważ postanowiłem tym razem zawalczyć o prawidłowość mojej homeostazy. W mojej diecie stałe miejsca ma miód, czosnek, cytryna, zielona herbata...Do tej pory się udawało, niestety w końcu doszło i do tego, że moja odporność pękła i doświadczyłem w czwartek całkowitego załamania zdrowia. Byłem chory jak pies. Jedno szczęście, że profilaktyka chyba nie poszła na marne, bo infekcja odeszła równie szybko jak się pojawiła. Niemniej jednak na dwa dni pokrzyżowała mi szyki treningowe.

Po trzecie sesja. Właściwie dopiero na dobre się zaczęła, ale zaliczenia, formalności i egzaminy zajmowały mi ostatnio masę czasu. W połączeniu z obecnością moich siostrzeńców na czas ferii mój blog został całkowicie zaniedbany za co przepraszam, ale jak to mówią: first things first. Mógłbym oczywiście wchodzi i skrobać tu parę słów codziennie, ale odkąd postanowiłem na poważnie powrócić do blogowania, stwierdziłem, że mój blog musi prezentować kontent przewyższający poziomem blog Trybsona, jeśli oczywiście takowy istnieje :D Wracając: niestety zdarzyło mi się poprzestawiać treningi przez niewyspanie, ogarnianie jakiejś pracy etc... I prawdopodobnie przyszły tydzień niestety też taki będzie. Muszę postarać się odnaleźć w bieganiu sposób na oczyszczenie umysłu w sesji, może w ten sposób zmotywuję się do pracy zarówno przy książkach, jak i na trasie.

Najgorszą dla mnie przeciwnością okazała się reakcja alergiczna na zimno (nie wiedziałem nawet, że takie coś istnieje), której dostałem w zeszłym tygodniu, jednak blog nie jest miejscem, aby pisać o takich rzeczach.

Uważam każdy z powyższych powodów, za całkowicie wystarczający, aby odpuścić sobie na jakiś czas. Tym bardziej jednak nie mam zamiaru tego robić, choćbym miał cały spuchnąć, zawalić sesję i dostać zapalenia płuc. Jest program przygotowań i trzeba go zrealizować. Kropka.

Run, or  Die.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz