czwartek, 20 lutego 2014

Urozmaicenie

Ten tydzień stoi pod znakiem nocnych treningów. Ogrom okoliczności i niedobór motywacji, sprawiał, że w tym tygodniu wszystkie treningi zaczynałem w okolicach godziny 23. Zarówno siłownia, jak i bieganie zajmuje mi łącznie za każdym razem ponad dwie godziny, wliczając w to niezbędne potreningowe czynności, takie jak rozciąganie, prysznic czy posiłek potreningowy. W przypadku wybiegań dochodzi jeszcze rytuał, przeglądania strony treningu w Endomondo :D

Wczoraj mimo solennych obietnic („zobaczysz! Tym razem nie będę biegać po nocach! Wrócę do domu, zjem i od razu idę biegać!”) wyszło jak zwykle :D Dopijając moje wapno (grr… alergia) skakałem po kanałach, ze skarpetami biegowymi na stopach – czyt. niemal gotów do wyjścia. Jakże niefortunną okolicznością okazała się transmisja meczu Ligi Mistrzów… Oczywiście – obejrzę 10 min, zobaczę kto ma przewagę i idę – po kilku minutach – KARNY! I… OBRONIONY! Co za mecz! I to już od początku! Nie no… gdy mecz zaczyna się od karnego, to należy go obejrzeć do końca – takie jest prawo.

Nie powiem – mecz był warty obejrzenia – ale status qou się nie zmieniło. Znowu stałem w butach do biegania o godzinie 23, mając świadomość, że wrócę o pierwszej, ogarnę się i pójdę spać najwyżej na 4 godziny.

Lenistwo, jest ukrywanym ojcem postępu. Także treningowego. Tym razem tak bardzo chciałem się wyspać, że miałem myśli by odpuścić dziś. Jednak ostatnio tak często odpuszczałem, że stwierdziłem, iż to całkowicie niedopuszczalne, i słusznie.

Zamiast tego postawiłem na inną, mniej czasochłonną formę treningu. Potruchtałem powoli do centrum Kartuz, w myślach planując niewielkie kółko chodnikami. Kółko ma mniej niż kilometr. Gdy dotarłem do początku zaplanowanej trasy, przyśpieszyłem, zacząłem wyciągać nogi, kontrolując oddech. Zrobiłem łącznie 4 kółka, w tempie około 4:20 min/km czyli jak na moje bieganie – bardzo szybko (dla porównania, na długich treningach mam tempo około 5:30 min/km). Robiłem to tak długo, aby nie mieć zbyt dużej zadyszki, ale by poczuć trening w mięśniach. Wróciłem spokojnym tempem, przyśpieszając na ostatnim wzniesieniu przed domem.


W ten sposób urozmaiciłem swoje przygotowania o pierwszy szybki trening tempowy :) Oczywiście wynikło to po części z mojego lenistwa, aczkolwiek myślę, że obyło się bez szkody dla mojej formy, a wręcz przeciwnie. Po pierwsze, zyskałem godzinę snu – dzisiaj czuję się jak nowonarodzony (relatywnie do dni poprzednich) – różnica naprawdę jest. Nie bez powodu dzień kenijskiego biegacza funkcjonuje na zasadzie schematu:  spać, jeść, trenować, spać, jeść, spać, trenować itd. We wszystkich możliwych konfiguracjach. Żyć nie umierać, prawda? Po drugie warto pamiętać o zbawiennym wpływie dywersyfikacji metod treningowych na częstotliwość kontuzji. Osoba nie robiąca nic innego poza codziennym klepaniem kilometrów, może z ogromnym prawdopodobieństwem zaplanować sobie urlop od treningów, z powodu L4 biegacza. W końcu, z czym zapewne zgodzą się także panowie (i panie!) na siłowniach, aby mięśnie się rozwijały, należy je stresować!
Niech się boją!!!

1 komentarz:

  1. Niech drżą! Chociaż w odniesieniu do mięśni jest to trochę dwuznaczne...

    OdpowiedzUsuń