Właśnie tak! Olewam plany treningowe.
Plan treningowy, dla każdego poważnie myślącego o wynikach biegacza powinien być świętością. Cóż, to prawda.
Niestety z bólem muszę się przyznać, że już co najmniej drugi raz zawaliłem plan przygotowań do maratonu i już go nie nadrobię.
Zdarza się wtorek kiedy wieje huraganowy wiatr, czwartek kiedy jestem po dwóch godzinach snu, a jeszcze innym razem sobota, w którą najzwyczajniej w świecie mam kaca.
Jestem świetny w układaniu planów, gorzej z ich realizacją.
Moje plany treningowe, zamiast być motorem napędowym, stały się źródłem permanentnej depresji. Wciąż się obwiniam, za niezrealizowanie treningu, ciągle mam zły humor i nie mogę się wyzbyć czarnowidztwa, zgodnie z którym nie docieram do mety maratonu.
Ktoś powie: "no to zacznij te plany realizować!"
Niestety, negatywna motywacja na mnie zdecydowanie nie działa (i to nie tylko w bieganiu, z grubsza w każdej dziedzinie życia) i mój zapał biegowy spada, z każdym nieosiągniętym celem.
Dlatego koniec z tym! Od dziś żadnego planu nie będzie. Jak będę chciał to wyjdę pobiegać, jak nie to pójdę na siłkę, jeśli zaś będę potrzebował odpoczynku, to pójdę spać.
Miałem także plan na wykorzystywanie mojego sprzętu do biegania, wedle którego, moje buty New Balance, miały debiutować dopiero w kwietniu. Guess what? Fuck it. Zakładam eNki dzisiaj i lecę w trasę. Nową trasę, niezaplanowaną.
Dzisiaj mam zamiar bawić się treningiem.
Oczywiście absolutnie nie zachęcam do brania ze mnie przykładu, plany treningowe, to mimo wszystko dobra rzecz.
A ja uważam, że dobrze robisz, trening ma być przyjemnością i ma sprawiać Ci radość, a maraton i tak na pewno przebiegniesz w takim tempie, jakie zaplanujesz.
OdpowiedzUsuń