Data: 10 maja 2014, miejsce: Gdynia
Czas (brutto): 47m:49s
Czas (netto): 46m:27s
Miejsce w kat. OPEN: 1385/5143
Miejsce w kat. Mężczyźni: 1310/3691
Miejsce w kat. M-29: 374/981
Witam wszystkich w to niedzielne popołudnie :) Czas na podsumowanie kolejnego startu, powoli rozkręcającego się sezonu. Po raz trzeci powróciłem do Gdyni, chociaż znów na imprezę pod innym tytułem. Tym razem był to Bieg Europejski - flagi Unii i wielka radość z powodu rocznicy przystąpienia do federacji europejskiej. Myślę jednak, że nikt z uczestniczących nie zajmował się tego dnia polityką, a jedynie sobą, swoimi nogami i tym żeby znaleźć wolny kawałek asfaltu, aby postawić stopę.
Ale zacznijmy od początku:
To był ciężki tydzień, masa spraw etc... Dlatego ani mój trening, ani moja regeneracja nie wyglądała jak powinna. Dlatego też, gdy w sobotę o 8 rano zadzwonił budzik, postanowiłem przymknąć jeszcze oczy na 5 minut. W końcu wszystko przygotowane już było wieczorem, dałem sobie zapas czasu - tak więc zasłużyłem sobie! Już wiecie prawda? Oczywiście, że zaspałem! Moje 5 minut przeciągnęło się w godzinę i w efekcie miałem 4 minuty żeby wyjść z domu. Chwyciłem plecak i dzida na autobus. W Żukowie, między jednym autobusem a drugim miałem kilkanaście minut, więc musiałem uzupełnić węgle, aby nie biegać z pustym żołądkiem. Jako, że moje zaplanowane, biegowe śniadanie szlag trafił, sprawiłem sobie zestaw, jak na powyższej fotografii. Litr wody i 3 Prince Polo, łącznie 835 kcal o dość wysokim IG. Nie przejąłem się jednak. Moc to moc.
Wybaczcie jakość, zdjęcie zrobione moim ulubionym, prawym klapkiem Kubota. Robię zdjęcia prawym, ponieważ tą stopę mam 0,5 cm krótszą i jest mniej zużyty.
Jak widać pogoda nie była majowa. Chociaż z drugiej strony... Tak czy inaczej w tłumie biegaczy można było słyszeć skrajne opinie. Jedni ubóstwiali rozsądną temperaturę i brak palącego słońca, drudzy narzekali na deszcz. Ja sam bardziej skłaniam się ku tym drugim, gdyż burzowa atmosfera, jest na swój sposób ciężka.
Miałem bardzo dużo czasu na rozgrzewkę, prowadzoną, podobnie jak ludzie na zdjęciu, na końcu Skweru. Mmmm... zapach wody :) Nawet jeśli nie jest to czysta laguna :D
Na linii startu zameldował się kolejny rekord frekwencji. Tym razem (o zgrozo!) ponad 5000 biegaczy. Nie jest to szczególnie sprzyjająca okoliczność, zresztą pisałem już o tym wcześniej. Niemniej jednak organizatorzy wyciągnęli wnioski z poprzednich edycji, a to na ogromny plus. Co mam na myśli? Służby porządkowe pilnowały, aby ludzie stali we właściwych im strefach czasowych. Jasne, że całkowite upilnowanie takiej masówki to jest absolutnie niemożliwe, ale propsy, bo częściowo się udało. Zasłyszałem w tłumie, że osoby bez widocznych numerów startowych, proszone były o opuszczenie trasy. Za linią mety, wolontariusze odznaczali kto już dostał medal, aby tym razem nie zabrakło pamiątkowej nagrody dla tych, którzy docierali pod koniec stawki.
Nie będę się powtarzał, ale jak zwykle w Gdyni, trzeba było szukać wolnego kawałka asfaltu, aby postawić stopę. W tym własnie upatruję powodu mojej "porażki". Niestety nie udało mi się po raz kolejny pobić rekordu życiowego. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że nie ma w tym mojej winy. Wiadomo - gdybym lepiej trenował - byłoby lepiej. Zapraszam Was jednak do zakładki Ostatni Trening, na pasku nawigacyjnym. Wyjątkowo pobiegłem z Endomondo i gdy klikniecie pod mapką kartę Międzyczasy, to zobaczycie, że przez 8 kilometrów z 10, utrzymywałem tempo, które bez problemu zapewniłoby mi życiówkę. Niestety, nieco za późno wszedłem w swój rytm. Muszę to uwzględnić na treningach :)
Bieg Europejski, to kolejny bagaż doświadczeń na przyszłość. To także naprawdę fajna impreza, o której summa summarum, nie można powiedzieć złego słowa. Pisałem o tym na profilu Zielony Ucieka, ale warto raz jeszcze: w namiocie organizatorów, można było zamienić kilka słów z Jerzym Skarżyńskim, co na mnie zrobiło osobiście ogromne wrażenie, ponieważ jeszcze całkiem nie dawno oglądałem program o bieganiu w TVP1, który współtworzył. Gdyby ktoś z Was był ciekaw tej postaci, to odsyłam na jego stronę internetową.
Wrzucam jeszcze jedno foto z pochmurnej, lecz naładowanej endorfinami Gdyni. Już niedługo, bo za miesiąc, wracam tam na rocznicę mojego biegania - Nocny Bieg Świętojański. Ten bieg ma wszystkie zalety pozostałych gdyńskich imprez + niepowtarzalną, nocną atmosferę :)
Tymczasem został mi ostatni tydzień przed maratonem w Krakowie. Chciałem nadrabiać stracony czas, na szczęście na biegu ktoś mi uświadomił, że już za późno. Teraz czas na lekkie bieganie i rozciąganie :)
Do tego czasu na pewno coś jeszcze napiszę, a Wy skorzystajcie z tego, że ten deszczowy weekend, nieco się przejaśnił i JAZDA!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz