środa, 23 października 2013

Wybieganie po przerwie

Dystans: 12.53 km
Czas: 1g:07m:29s

Uff... Dzisiaj ostro sobie pobiegałem po kilku dniach przerwy. Powiem szczerze - nie chciało mi się trenować w weekend. Nie jestem z tego dumny, ale czułem się nieco wypalony w ostatnim tygodniu.

Jeśli chodzi o brak chęci do treningu to polecam artykuł: Czy grozi Ci wypalenie?

Jednak niemoc została szczęśliwie przełamana, szykuję się do ostatniego startu w cyklu Kaszuby Biegają w tym roku.

Notka nieco dziś uboga, ale śpieszę się na siłownie, nie ma lipy!

sobota, 19 października 2013

Ultrapiątek

Dystans 9.41 km
Czas: 49m:08s

Nieco się opuściłem z blogiem, ale niestety w tygodniu nie do końca miałem czas na odpowiednią redakcję. Dodatkowo sprawę uprzykrza fakt, iż appka Blogger na Android, jest rozczarowująco słaba.

Środa była kolejnym dniem mojego nowego treningu siłowego. Muszę przyznać, że myślę o nim ze strachem i niechęcią ponieważ po nim ledwo wchodzę po schodach. Jednakże satysfakcją w przypadku stosowania jest gwarantowana. Jak widać, bez większego problemu zszedłem poniżej 50 minut w treningu.

Ten czas nie przekroczyłby 49 minut, gdyby nie fakt, że jeden i ten sam but rozwiązał mi się na trasie dwukrotnie! Od tej pory będę pamiętał, aby biegając w deszczu wiązać sznurówki na podwójny supeł.

Co do tytułu: Ultrapiątek:
  1. Basen na Akademii Morskiej
  2. Siłownia (pierwszy dzień nowego splita)
  3. Bieganie
Warto wspomnieć o bonusie w postaci przerzucaniu węgla w przygotowaniach do zimy, ale tego raczej nie będę ujmować jako trening.

Pisząc tą notkę zastanawiam się czy zbolałym mięśniom nie dać dziś odpocząć, czy jednak podjąć trening siłowy. Trening kusi, jednakże rozsądek nie pozwala zapominać o koniecznym odpoczynku.

Mimo to Wy nie odpoczywajcie sobie za dużo Leniuchy! Póki co śnieg nie zasypał dróg na dwa metry więc wasze wymówki są inwalidami! Miłego biegania :)

wtorek, 15 października 2013

Bieganie 10h

Dystans: 9.43 km
Czas: 53m:33s

Zdecydowałem na trening przed wyjazdem na zajęcia, niestety wyszedłem nieco za późno i zamiast planowanych 12 km zrobiłem tyle ile widać. Pierwsze kółko było ciężkie, czułem się ociężale a mięśnie paliły mnie jakbym nie biegał miesiąc.

Było tak być może dlatego, że wieczorem poprzedniego dnia wyskoczyłem na kolejny trening siłowy. Ponownie wg schematu: marsz z unoszeniem kolan, defilada radziecka, defilada, skip C, skip B, skip A i 4 sprinty.

Tylko dlatego sobie "wybaczyłem" zgubione 3 kilometry. Oby tylko takich zaniechań jak najmniej.

niedziela, 13 października 2013

II Bieg Oliwski

Trasa: 11.78 km według Endomondo
Czas Brutto: 55m:21s
Czas Netto: 55m:12s

Miejsce w kat. OPEN: 56/117
Miejsce w kat. Mężczyźni: 51/97
Miejsce w kat. Mężczyźni do 39 lat: 40/71

Oto fotka z Oliwy - jesień pełną parą, a to oznacza, że każda okazja do biegania może być tą ostatnią. Z takim właśnie nastawieniem ruszyłem na darmową (I'm lovin it!) imprezę biegową zlokalizowaną w 800 letniej Oliwie (tego się dowiedziałem na miejscu, nie żebym się chwalił wiedzą :D ).
Pierwszy sukces miał miejsce godzinę przed startem - nie spóźniłem się! Miałem komfortowy czas na przebranie się i rozgrzewkę - co za wspaniałe, nowe doświadczenie...

Na głowie mam prezent od Radia Gdańsk - ręczniczek z mikrofibry do ocierania krwi, potu i łez. Po dotarciu na boisko, wymienieniu uprzejmości z rywalami przyszedł czas na rozgrzewkę. Poprowadził ją pewien trener i muszę przyznać, że był to udany punkt programu. Były elementy które widziałem po raz pierwszy i na pewno włączę je do swojego indywidualnego wachlarza ćwiczeń.
Wystrzał z pękającego balonu i ruszyli!
Przed samym startem wesoła panna Ewelina uprzedziła, że bieg może się trochę przedłużyć, ponieważ zamiast 10 km będziemy biegli 12 :D No cóż... skoro już przyjechałem to podjąłem to wyzwanie.
A było to wyzwanie! Pomijając niewielkie fragmenty asfaltowe, trasa biegła lasem. Na zdjęciu po lewej, można dostrzec w tle wzgórza. Trasa biegła spiralnie w górę i w dół tych wzniesień. Jeśli ktoś z uczestników miał wątpliwości czy Gdańsk leży na Kaszubach - myślę, że po tej górskiej mordędze - wyzbył się ich.
Moje statystyki z Endomondo głoszą, iż łącznie pokonałem wzniesienia o wartości 500 m.n.p.m. w górę i w dół.

Moja rozdziawiona paszczęka zdradza jak bardzo ten bieg dał mi w kość. Na samym finiszu jednak musiałem wykazać się parciem na wynik i sprintem wyprzedziłem dwójkę rywali, których plecy oglądałem przez dobre kilka kilometrów. Nie ukrywam, że nieco pomogła mi panna Ewelina która wrzeszczała przez swój mikrofon wniebogłosy komentując moją szarżę.
Po przebiegnięciu miałem problem, aby ustać na nogach, ale wiedziałem, że się udało, choć na tej trasie zwątpienie atakowało wielokrotnie.

Aby zapewnić sobie miejsce na podium, sfałszowałem swoje dane i zapisałem się do kategorii 79+ co okazało się skuteczne, bo zająłem pierwsze miejsce wśród tych którzy dożyli do mety :D
Oczywiście żartuje :) Pamiątkowe zdjęcie z biegaczem seniorem - obym miał tyle ikry w tym wieku co on :)
Poza małą wpadką z pomiarem trasy, impreza była super :) Siata gadżetów od Dr Oetkera - w tym babeczki - oraz izotonik na mecie były zdecydowanie na plus. Hejtuje nieco Starbucksa który na swoim stoisku sponsorskim rozdawał darmową kawę - ale niedoczekanie dla tych którzy się spodziewali takiej jak w lokalu za 20 zł - zwykła puszczalska, jak ta którą kupuję w Biedronce. Mogli się bardziej postarać :D No i ten kapuśniak jakiś lichy, no ale był więc nie będę marudził.
Poza tym mój ulubiony punkt programu - losowanie nagród - w końcu okazało się dla mnie szczęśliwe! Tyle wygrać! Kubek i mapa :) Gadżety fajne, choć bez szału, ale sam fakt bycia wylosowanym - absolutnie bezcenny :)


Muszę dodać, ze ten bieg był bardzo udany. Organizacja i atmosfera genialna. Fragmenty trasy biegły obok Zoo, więc wszyscy byliśmy obserwowani przez Kondory Wielkie i jakże sympatyczne Lamy :) Te ostatnie były nieco zdziwione całym tym zamieszaniem, na szczęście jednak zachowały godność i nie pluły na biegaczy - a przynajmniej na mnie.
Pod względem moich osiągnięć, Oliwa także okazała się szczęśliwa. Endomondo poinformowało mnie, że podczas tych 12 kilometrów pobiłem przy okazji wszystkie swoje dotychczasowe rekordy na krótszych dystansach, między innymi Test Coopera w którym osiągnąłem 3.01 km i przede wszystkim na 10 km które przebiegłem w czasie 45m:24s czy przeszło dwie minuty lepiej niż w Olsztynie.

To był dobry dzień :) Tymczasem zapraszam wszystkich na Żukowską 15tkę, przedostatni bieg z cyklu "Kaszuby Biegają".

wtorek, 8 października 2013

SIŁA! I nie ma op... się!


Ostatni start w Olsztynie, chociaż udany dał mi sporo do myślenia. Życiówka "netto" była lepsza od poprzedniej o zaledwie 16 sekund. Zrozumiałem, że okres kroków milowych w wynikach już minął.
Teraz pytanie się nasuwa następujące: czy pogodzę się z tym, że dotarłem do kresu możliwości, czy też zrobię z tym porządek? No ba. Pewnie, że tak!

Stagnacja wymogła na mnie pewne urozmaicenie treningu. Wziąłem się za siłę biegową, odpowiadającą za szybkość biegu.
Tak jak koleś na zdjęciu powyżej - podczas biegu należy zdrowo wyciągać nogi, jednakże to tylko łatwo się mówi.

Mam to szczęście, że przy domu mam kilkudziesięciometrowy odcinek betonu o kącie nachylenia rzędu kilkunastu stopni (ciężko mi ocenić na oko). To czyni trening o wiele bardziej efektywnym, chociaż i na płaskim można by go z sukcesem realizować.

Zaczerpnąłem wiadomości ze strony bieganie.pl (którą polecam, ze względu na kilka ciekawych rzeczy które się na niej znajdują) i stworzyłem własny trening siłowy.

Każde ćwiczenie wykonywałem na dwóch odcinkach ponad 50 metrów, w górę i w dół;

  1. 2 x trucht
  2. marsz z wysoko unoszonymi nogami
  3. defilada radziecka
  4. defilada w szybkim tempie
  5. skip C
  6. skip B
  7. skip A
  8. 4 x w dół trucht długimi krokami, w górę sprintem
Przed treningiem bagatelizowałem ostrzeżenia przed zbyt wysokim tempem, ale szybko zrozumiałem, że moje serce po każdym ćwiczeniu wali jak oszalałe. Lista może wyglądać niepozornie, jednak naprawdę dała mi w kość.

Jednak jak to mawia Robert Burneika: "Nje ma opjerdalanja sje!" :D

poniedziałek, 7 października 2013

Spodnie z Lidla - Ostateczne Stracie

Oto logo słynnej marki Crivit Sports. Znanej także jako "Ciuchy do biegania z Lidla".
Jasna sprawa, że profesjonalnych sportowców i amatorów dysponujących dużym budżetem nie będą one interesowały, ale dla pasjonatów takich jak ja - stawiających na pierwszym miejscu pracę, a nie sprzęt - powinny stanowić alternatywę dla znanych marek. W tym dla innych marek "no-name" jak np Domyos z Decathlonu itd., bo od nich artykuły Crivit Sports także są tańsze.

Dostałem w prezencie spodnie "marki Lidl" w związku z jesienią która zaskoczyła mnie w najmniej spodziewanym momencie - czyli po lecie.
Pierwszy trening w jesiennej pogodzie był opłakany w skutkach - krótkie spodenki przyprawiły mnie o dość ostre przeziębienie.
Pouczony tym doświadczeniem, zdecydowałem się zaopatrzyć w spodnie biegowe. Szczęśliwie spadły mi one z nieba, ale nie to jest w tym momencie istotne.

Może kilka konkretów: spodnie są przede wszystkim niedrogie. Kosztują w "niemieckiej biedronce" 39.99 zł, chociaż prawdopodobnie ostatnie sztuki będziecie w stanie znaleźć w przecenie. Są ogólnie dostępne, gdyż artykuły biegowe w Lidlu nie cieszą, aż tak dużym zainteresowaniem, jak np. złotówkę tańszy olej z trzeciego tłoczenia.
Wiem, że nieco ociągałem się z tym testem, ale podejrzewam, że jeszcze te cudeńka będziecie w stanie dorwać.

Użyłem słowa "cudeńka" nieprzypadkowo. Spodnie są pozytywnym zaskoczeniem. O tyle o ile buty z Lidla były "spoko jak na tę cenę", to spodnie są świetne! Naprawdę!

Ale po kolei: mają na kolanach odblaski, jednak prawdę mówiąc są bezużyteczne ze względu na wielkość, która jest po prostu śmieszna. Nie wiem jak to ma się do poprawy widoczności, no ale skoro są to niech już tak zostanie.
Na zdjęciu obok widzicie mnie w tych spodniach podczas Biegu Europejskiego w Olsztynie. Ku mojemu zaskoczeniu nie było wcale zimno, ale.. no właśnie. Od czasu do czasu zrywał się zimny wiatr, więc aurę można było określić jako przejściową między długimi a krótkimi spodniami. Tutaj pojawiają się zalety nowego elementu mojego outfitu.
W ostatnim tygodniu zdarzył się także cieplejszy dzień, jednak i tak wziąłem spodnie z racji tego, że je testowałem. Szybkie tempo, kilka kilometrów i na mecie treningu takie obserwacje: mimo, że było ciepło nogi były najmniej spoconą i zgrzaną częścią mojego ciała.
Podczas pierwszego treningu z Crivitami, było zimno. Temperatura po zmroku znacznie spadła. Jednak wyściełane cienkim polarem spodnie sprawiły, że nie zmarzłem i nie musiałem się przejmować ewentualnym przeziębieniem.

Poza ochroną przed temperaturą sprawdzałem jak wygląda rozciąganie. Nie sprawiają problemów podczas stretchingu, jedynie podczas szpagatu, materiał w kroku będzie dość mocno naprężony.

Dodatkowym atutem jest mała kieszonka, która być może wyeliminuje konieczność zakupienia etui na smartfon.

Podsumowując: warto kupić te spodnie. Jest to w realiach sprzętu do biegania wydatek naprawdę niewielki, który przekłada się na jakość której można zaufać.
Ja osobiście w Olsztynie wykręciłem w tych spodniach życiówkę (chociaż nie będę demagogizował - to nie dzięki tym spodniom :D ).

Także do sklepów po Crivit Running Trousers a.k.a. "Ledżinsy do biegania z Lidla"

Run Forest.

sobota, 5 października 2013

Warmia Zdobyta!

Bieg Europejski w Olsztynie - 10 km

Wynik Brutto: 48m:05s
Czas Netto: 47m:46s

Kategoria Open: 127/270
Kategoria Mężczyźni: 118/203
Kategoria Mężczyźni 20-29 lat: 29/46

Nie udało mi się umieścić na blogu opisu spodni które testowałem przed wyjazdem, ale postaram się jutro nadrobić to zaniedbanie.
Tymczasem mam parę fotek z nieco dalszego tym razem wyjazdu. 6.00 rano pobudka - śniadanie, ostatnie przygotowania i o 7.15 (oczywiście jak zwykle za późno :D ) wyjazd na Warmię - czyli około 200 km w jedną stronę.
Z racji tego, że miałem mniej czasu niż planowałem, całą drogę musiałem spinać ostrogami mojego Karego Rumaka utrzymując go na całej trasie w pełnym galopie.

Niestety żmudne przygotowania i sprawdzanie listy rzeczy do zabrania nie uchroniło nas od zapomnienia o karcie pamięci do lustrzanki cyfrowej, toteż tym razem musicie się zadowolić fotkami z mojego telefonu.
Na zdjęciu obok widać moje spodnie z Lidla (recenzja wkrótce) i nowy nabytek - cienka bluza która uchroniła mnie przed lodowatymi podmuchami wiatru na trasie.

Trasa miała początek na Starym Mieście w Olsztynie i zaprowadziła zawodników nad jezioro Długie. Jezioro w zwężeniu przecinał most, dzielący akwen na dwie części - mniejszą i większą. Po wbiegnięciu na promenadę wzdłuż jeziora zrobiliśmy pętlę wokół mniejszej z tych części.
Następnie obiegliśmy całe jezioro "Ścieżką Zdrowia" przy której znajdowały się ławeczki i sprzęt do ćwiczeń (chyba - aż tak się na tym nie skupiałem :D ).

Odcinek początkowy na Starym Mieście był długim i dość stromym zbiegiem, co okazało się problematyczne, zwłaszcza dla pewnego starszego mężczyzny, który zaliczył widowiskowe spotkanie z brukiem. W duchu rywalizacji fair play zatrzymałem się aby pomóc mu wstać, ale gdy się otrzepał, skończył się czas na sentymenty i ruszyliśmy dalej.

Zbieg miał jeszcze jedną konsekwencję - podpuścił mnie do podkręcenia tempa poprzez biegnięcie długimi susami. Na 3 kilometrze bardzo pożałowałem tej decyzji. Zwolniłem drastycznie i przez około 2 kolejne kilometry nie mogłem zebrać się do kupy. To mi dało do myślenia - mimo, że poprawiłem życiówkę brutto o 6 sekund, pobiegłem źle taktycznie. Muszę wyciągnąć wnioski na przyszłość.

W końcu jednak zwiększyłem i wyrównałem tempo (głównie dzięki oznaczeniom dystansu na trasie) i wróciłem na Stare Miasto. Tam czekała mnie najcięższa próba - zdradzieckie zbiegi zamieniły się w mordercze podbiegi. Walczyłem z nimi wszystkimi siłami i naprawdę nie sądziłem, że uda mi się zrobić życiówkę. Na fotce powyżej widać ostatnie 50 metrów. Ta perspektywa nie oddaje jednak tego, że sam finisz też był podbiegiem. Mężczyzna w białej bluzie (foto powyżej) nieświadomie stał się moim pacemakerem - dałem z siebie wszystko, aby go wyprzedzić i proszę - mam rekord i to w sąsiednim województwie :D

Wpadłem na metę absolutnie wykończony. Gdy usiadłem na schodach zagadnął mnie biegacz, patrzący na mój numer startowy - ostatni na liście:

-Ooo, widzę że elita

Na co odpowiedziałem mu zdyszany:

-Ostatni na liście, bynajmniej nie w klasyfikacji!

-I o to chodzi :)

To chyba była dość niecodzienna forma gratulacji :)

Numeru w każdym razie można mi pozazdrościć. Wyniku ewentualnie pogratulować, jednakowoż wyciągnąłem pewne wnioski: muszę urozmaicić trening, aby śrubować rekordy. Zaczynam od jutra.

Olsztyn przyjął mnie miło, organizacja zawodów w pełni profesjonalna (poza tym systemem zapisów), a trasa choć wymagająca to przyjemna i malownicza. Jako zgrzyt mogę określić jeden przysznic dla każdej z płci - to nieco za mało.
Po zawodach poszłiśmy na obiad do restauracji i zwiedzaliśmy Stare Miasto.

Droga daleka, ale niestety coraz ciężej mi jest oprzeć się pokusie wyjazdu na kolejne zawody. Gdyby ktoś mi powiedział w maju, że poświęcę 15 litrów ropy, żeby sobie pobiegać to chyba bym go wyśmiał - a tu proszę :)

Kolejna wycieczka zaliczona.

czwartek, 3 października 2013

Rozczarowująca zmiana planów

Niestety tytuł mojego bloga jest nieaktualny.
W tym roku nie pobiegnę już półmaratonu, chociaż już uiściłem już opłatę startową.

Dostałem na niedzielę, w której miał się odbyć Półmaraton, ofertę pracy dorywczej za dobrą stawkę, no i niestety nie stać mnie na luksus odmówienia. Zazwyczaj biegi odbywają się w sobotę (jak choćby mój sobotni bieg w Olsztynie), ale ten jak na złość jest nie.

Sprawa jest o tyle frustrująca, że w promieniu 200 km jest to ostatni półmaraton w tym roku. Kiedy człowiek się nastawi psychicznie na coś takiego, to później ciężko przyjąć do wiadomości, że nic z tego.

Szkoda trochę opłaty, ale możecie mi wierzyć, że to nic w porównaniu z rozczarowaniem.

To jak? Szykujemy się od razu na maraton w przyszłym roku?
Póki co włączę do planu jakieś dodatkowe 10tki i 15tki.

edit

wtorek, 1 października 2013

5 dni

Czas: 51m:02s
Trzy okrążenia na Mojej Trasie.

Dzisiaj rano niestety zawiódł mnie GPS w telefonie i nie mam dokładnego pomiaru odległości, chociaż prawdę mówiąc na 100% nie wierzę tym pomiarom.

Jutro ostatni trening przed zawodami i ostatni dzień testu spodni z Lidla. Postaram się przygotować wpis na ich temat na czwartek.

Biegać biegać!